Chociaż wraz ze wzrostem liczby rejestrowanych samochodów osobowych nasila się podaż na miejsca parkingowe, zwłaszcza w przestrzeni miejskiej, nadal są miejsca, gdzie trudno taką strefę zagwarantować. Zostawienie auta pośrodku drogi mija się z celem, bo ucierpi nie tylko winowajca,  ale również inni kierowcy (względnie motorniczy, jak poświadczają niedawne sytuacje w Poznaniu przy torach tramwajowych św. Marcin–Gwarna). Podobnie nie każdy krawężnik nadaje się, aby przy nim zaparkować. Wątpliwe, by ktokolwiek życzył sobie dostać za to mandat albo narazić wóz na niezadowolenie przechodniów.

Dlatego trzeba być jak Prometeusz, czyli „wprzód myślący” i przewidywać różne scenariusze, które mogą się wydarzyć po oddaleniu od auta.

Parkingi strzeżone to dobra rzecz, chociaż przy dłuższym korzystaniu – kosztowna. Z drugiej strony myśl o ewentualnej kradzieży nie spędzi snu z powiek. Taka opcja jest całkiem rozsądna, jeśli udajemy się w miejsce, o którym nie mamy zielonego pojęcia, a zatem czy w pobliżu nie kręcą się grupy rzezimieszków, dokonując regularnych rabunków.

W przypadku parkowania np. tuż pod blokiem sprawa jest z lekka ułatwiona, bo ma się i osobisty wgląd, i możliwość szybkiej reakcji, i blisko. Co najwyżej przydadzą się pokrowce na samochód, bo choć złodziej nie będzie zagrażał, to może zastąpić go pogoda. Plandeki przydadzą się także w sytuacji, gdy z braku laku zostawi się auto pod placem budowy, gdzie tynk i pył sypią się na prawo i lewo.

Właściwie najważniejsze to zatroszczyć się o to, czy nasza decyzja w żaden sposób nie przeszkodzi otoczeniu w normalnym funkcjonowaniu i przemieszczaniu się. Stan wozu jest kwestią drugorzędną – istotną, ale nie priorytetową.